27 marca 2017

5 rzeczy, których nie lubię w Japonii... cz. 2

Na wstępie zachęcam do zapoznania się z pierwszą częścią wpisu o rzeczach, których nie lubię w Japonii. Poniżej kolejna, druga część. Mam nadzieję, że więcej ich już nie będzie i że lista rzeczy, których nie lubię w Japonii, już się nie wydłuży.

Oczywiście zachęcam do zapoznania się z wpisami, w których piszę, czego moglibyśmy się nauczyć od Japończyków, oraz co mnie najbardziej zaskoczyło w Japonii. Nie chcę Japonii przedstawiać jedynie w negatywnym świetle, gdyż byłoby to niesprawiedliwe. Kraj ten - tak samo jak każdy inny - ma wiele wad i zalet.


1. Proces poszukiwania pracy i rekrutacji nowych pracowników


Proces rekrutacji pracowników wygląda w Japonii nieco inaczej niż w Polsce - nie polega on na jednorazowej wizycie kandydata w firmie, lecz na serii spotkań z przedstawicielami wielu firm na różnych ich szczeblach i uczestniczeniu w serii prezentacji i rozmów. Jest to bardzo ważny okres w życiu każdego Japończyka, gdyż jego dalsze życie zależy właśnie od znalezionej posady. W procesie rekrutacji udział bierze się jeszcze w czasie trwania studiów, tak - aby po ich ukończeniu - wiedzieć, gdzie będzie się pracowało. Z tego, co zaobserwowałem, niewielkie znaczenie ma zdobyte w życiu kandydata doświadczenie, czy znajomość języków obcych. Najważniejsze jest to, jaki uniwersytet ukończył i jaką ilość punktów osiągnął np. w testach językowych. Nazwa uniwersytetu, który się ukończyło, a także nazwa firmy, w której podjęło się pracę są często dużym powodem do dumy. Niektórzy Japończycy lubią rozmawiać o tym, gdzie pracują i czym się zajmują i wzbudzać tym podziw innych.

2. Skala mikro


W Japonii duże są miasta i odległości pomiędzy nimi. Duże są również centra handlowe. Za to wszystko to, co można w nich kupić, jest małe. Najbardziej przeszkadza mi to, że niewielka jest gramatura produktów żywnościowych, a porcje w restauracjach często bywają niewystarczające (jeżeli przeczytamy uważnie menu, niekiedy odnajdziemy informację o tym, że przysługuje nam dokładka).

Japońskie słodycze... smaczne, ale za małe.

Podam przykład związany z jedzeniem: czekolada ma na ogół 50 - 80g, czyli jest o połowę mniejsza od tych, spotykanych w Europie. I tak jest ze wszystkim. Za małe są również drzwi - w większości domów muszę się schylać, żeby nie uderzyć się w głowę, a nie mam nawet 190 cm wzrostu.

3. Przytłaczająca ilość informacji


Ilość informacji jest ogromna. Wszystkie miejsca dostępne publicznie, domy, drogi, parki przyozdobione są tabliczkami i karteczkami odnośnie tego, co powinniśmy robić, jak powinniśmy to robić i czego nam robić nie wolno. Czasami mam wrażenie, że jestem traktowany jak dziecko... lecz z drugiej strony instrukcje te są dla mnie na tyle skomplikowane i złożone, że nie mam nawet ochoty ich czytać. Nie lubię także pokrzykujących sprzedawców, którzy oferują swoje towary. Przeszkadza mi ich donośny głos, bo przecież wiem, że coś sprzedają. Wystawili towar i przyczepili cenę - mi to wystarczy. Za każdym razem, kiedy widzę śmieciarkę, wiem, co zaraz usłyszę z głośników zamontowanych na dachu: proszę uważać, skręcam w prawo. I tak jest ze wszystkim. Proszę uważać, bo to, proszę uważać, bo tamto. Może narzekam... bo tego rodzaju ostrzeżenia są dobre. Japonia to kraj, w którym olbrzymi jest odsetek ludzi w podeszłym wieku. Ostrzeżenia tego rodzaju mogą przyczynić się do poprawy ich bezpieczeństwa. Mimo to, czasami czuję, że to wszystko mnie przytłacza i chciałbym chwilę odpocząć.


4. Stosunek niektórych osób do obcokrajowców (ale tylko niekiedy i w pewnych miejscach)


Rejon Kansai (Osaka, Kyoto, Nara itp.) słynie z tego, że jego mieszkańcy są raczej mili i sympatyczni. Niektórzy moi znajomi są zdania, że przeciwieństwem tego rejonu jest Kanto i znajdujące się w nim Tokio, a także Nagoya. Muszę powiedzieć, że niekiedy czuję, że mogą mieć rację. Przebywając w rejonie Kanto częstokroć czuję, że jestem uporczywie obserwowany. Niekiedy starsze osoby wlepiają we mnie spojrzenie i nie odwracają wzroku nawet wtedy, kiedy też zaczynam na nich patrzeć. Zazwyczaj mija trochę czasu, zanim leniwie odwrócą głowę, ale po chwili znowu bez cienia skrępowania, patrzą. Nie spotyka mnie to za to nigdy w rejonie Kansai. Sam nie wiem, może to tylko przypadek.

5. Pogoda i japońskie domy

 

Japońskie zimy bywają naprawdę nieprzyjemne. Potrafi spaść śnieg i przyjść mróz. Lata są dosyć gorące, a nieprzyjemne wrażenie ciepła potęguje koszmarna wilgotność powietrza. Z tego powodu wszystkie domy, mieszkania, środki transportu publicznego (nawet te bardzo stare), wyposażone są w klimatyzację. Bez niej przetrwanie byłoby niemożliwe, gdyż upał spowodowałby śmierć wielu osób. Na to jednak nie można narzekać... w tym kontekście nie podobają mi się jednak japońskie domy - wykonane są z drewna, ich okna są bardzo chybotliwe, a szybki zamontowane w ramach niezwykle cienkie.

Japońskie okna. Zdjęcie znalezione na Wikipedii.

Okna takie (nawet po zamknięciu) nie prezentują żadnych właściwości termicznych. Nie chronią ani przed ciepłem, ani przed zimnem. Obecne w nich szczeliny wpuszczają powietrze z zewnątrz i powodują odczucie, że w całym domu hula wiatr. Drewniane domy wydają się być jednak dobrym rozwiązaniem na wypadek trzęsienia ziemi (tutaj kolejna rzecz, której nie lubię), dlatego w pewien sposób to rozumiem. Z drugiej strony, mieszkańcy mroźnego Hokkaido (wyspa na północy Japonii) częściej niż mieszkańcy Honshiu (największej, centralnej wyspy Japonii) stawiają domy murowane, wyposażone w solidne okna, które z pewnością całkiem dobrze chronią ich przed działaniem niskich temperatur.

Źródła/References:
https://books.google.co.jp/books?id=-9EBuQK-NRQC&pg=PA28&lpg=PA28&dq=hokkaido+winter+houses&source=bl&ots=GH5Nz-Atvl&sig=Rtlu-W4KI5uMX6T98QHGrrPMe34&hl=pl&sa=X&ved=0ahUKEwiUqcKd7YzTAhVV-2MKHf7aC04Q6AEIVzAH
http://en.apu.ac.jp/careers/page/content0014.html/
http://japaneseruleof7.com/how-to-get-a-job-in-japan/ 
http://univinjapan.com/shukatsu.html 

16 marca 2017

Nattō - ohydna potrawa z Japonii

Japońskie jedzenie jest niesamowite. Spośród wszystkich państw, które dane mi było odwiedzić, to właśnie w Japonii - w kraju, w którym obecnie mieszkam - jedzenie jest najsmaczniejsze. Niektóre potrawy - takie jak chociażby jedzone w dobrej restauracji sushi - są tak smaczne, że trudno jest mi to opisać słowami. Japońskie jedzenie i jego niebywałe wartości odżywcze i smakowe zostały docenione przez UNESCO i wpisane na listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego

Japońska kuchnia bazuje głównie na tym, co można wydobyć z morza i oceanu, lecz na stołach Japończyków nie brakuje również mięsa wieprzowego, czy wołowego. Moje odczucia (w bardzo dużym skrócie) są takie, że japońskie jedzenie jest raczej delikatne w smaku i często ma posmak ryby. Obcokrajowcy na ogół doceniają walory japońskiej kuchni i nie mają problemów z kosztowaniem kolejnych potraw... przynajmniej dopóki nie dostaną nattō (jap. 納豆).


Co to jest nattō?


Nattō to nic innego, jak tradycyjna japońska potrawa składająca się z ziaren sfermentowanej soi. Już na samym początku należy zauważyć, że nattō to danie dosyć specyficzne i nie każdy je lubi. Zdecydowanie nie polecam go jako pierwszego japońskiego dania, którego spróbujemy tutaj po przylocie. Nattō charakteryzuje się ciągnącą i lepką konsystencją i silnym, dosyć nieprzyjemnym zapachem, do powstawania którego przyczyniają się bakterie Bacillus subtilis.

Natto w pudełku

Cechą charakterystyczną tej potrawy są ciągnące się nitki: jeżeli widzicie Japończyka, który wykonuje w pobliżu ust koliste lub eliptyczne ruchy pałeczkami, prawdopodobnie je nattō i stara się przerwać ciągnące się niteczki. 

Nattō wynalezione przez przypadek


Przyrządy i narzędzia potrzebne do wytwarzania tego specjału, które odnajdywali archeologowie, pochodzą już z czasów starożytnych. Legenda o klanie samurajów Minamoto no Yoshiie, zwanych inaczej Hachimantarō głosi, że podczas, gdy uczestniczyli oni w walkach w latach 1086 - 1088, zostali nieoczekiwanie zaatakowani i musieli szybko wyruszyć z miejsca, w którym rozbili obóz. Spakowali w pośpiechu wszystkie posiadane przedmioty i jedzenie i ruszyli w dalszą drogę. Wśród pożywienia znajdowały się również ziarna soi, które były przygotowywane jako pożywienie dla koni, a które to ziarna, samurajowie zjedli (pomimo dziwnego smaku) dopiero kilka dni później. Polubili jednak ich smak i zaoferowali swojemu przywódcy, który również docenił nowe odkrycie. W późniejszym okresie odkryto, że za proces fermentacji odpowiedzialne są gram-dodatnie bakterie laseczki siennej (Bacillus subtilis) i wprowadzono w pełni zautomatyzowaną produkcję na masową skalę, która na samym początku opierała się na umieszczaniu ziaren w zawierających odpowiednie bakterie łodygach ryżu. Jeżeli mówimy już o Bacillus subtilis... są to bakterie odporne na promieniowanie, mogące przetrwać nawet 2-godzinny proces gotowania w temperaturze 100 stopni Celsjusza, są w stanie znieść ciśnienie rzędu 2 mld Pa, a nawet przez trzy kwadranse wytrzymać w próżni. Nie straszne jest im również działanie wielu kwasów. 

Produkcja przemysłowa


Do przygotowywania nattō używa się ziaren soi, szczególnie ziaren o nazwie... nattō. Najbardziej nadają się małe ziarna, gdyż bakterie z łatwością docierają do ich wnętrz i proces fermentacji obejmuje całe ziarno. W pierwszej kolejności ziarna są myte i umieszczane w wodzie na około 12 - 20 godzin, celem zwiększenia swojej objętości. W następnej kolejności, przez około 6 godzin poddaje się je działaniu pary (jeżeli parowanie odbywa się w warunkach zwiększonego ciśnienia, proces ten można skrócić). Trzecim krokiem jest dodanie bakterii Bacillus subtilis i rozpoczęcie trwającego około 24 godziny procesu fermentacji, który odbywa się w temperaturze 40 stopni Celsjusza. Ważne jest, aby podczas trwania fermentacji do ziaren soi nie dostała się żadna inna bakteria, z tego powodu pracownicy muszą uważać, aby nie dotknąć przygotowywanej zawartości. Powoduje to niekontrolowany wzrost kultury innych szczepów bakterii. Gdy zakończy się główna fermentacja, nattō jest chłodzone i umieszczane w lodówkach na okres kilku dni. W tym czasie dochodzi do procesów, którym zawdzięczamy między innymi ciągnącą się strukturę potrawy.

Dlaczego warto jeść nattō?


Nattō pakowane jest zazwyczaj w białe, polistyrenowe pojemniki i sprzedawane w zestawach po 3 sztuki, w których - poza ziarnami sfermentowanej soi - znajdziemy często również sos sojowy i karashi (powiedzmy, że japońską musztardę). Cena jednego takiego zestawu może różnić się w zależności od producenta, zawartych w pudełkach dodatków i innych czynników, lecz można przyjąć że waha się w przedziale od około 70 do 100 jenów. Nattō popularne jest w Japonii szczególnie jako potrawa spożywana rano, podczas śniadania. Jedna porcja (40 g) zaspokaja zapotrzebowanie organizmu dorosłego człowieka na około 15% witaminy D, 10% witaminy C, 35% magnezu, 24% żelaza i 10% błonnika. Zawiera również znaczące ilości wapnia, białka, potasu, witamin B6, B2, E, K2 (żadne inne jedzenie nie zawiera naturalnie równie dużych ilości witaminy K2), oraz innych. Dowiedziono, że jedzenie nattō prowadzi między innymi do zmniejszenia ryzyka występowania osteoporozy i wzmacnia kości, lecz niesie za sobą także inne korzyści.

Ciągnące się natto

Wielu Japończyków wierzy, że miska ryżu, z umieszczoną na nim jedną porcją nattō i surowym jajkiem, stanowi kompletne śniadanie, zawierające wszystkie potrzebne człowiekowi substancje odżywcze. Popularne jest również dodawanie kimchi, które - ze względu na swój ostry, kwaskowaty smak - równoważy mdły smak nattō. Warto nadmienić, że soja - ze względu na fermentację, której jest poddawana - traci spore ilości witaminy A. Warto wziąć to pod uwagę podczas planowania diety. Braki te rekompensuje jednak brak cholesterolu i niezwykle niska zawartość sodu, co może być ważną informacją dla osób cierpiących na choroby układu krążenia, które często zmuszone są do rezygnacji ze spożywania produktów bogatych w te składniki. Nattō nie powinno zatem stanowić dla nich problemu. 

Mdły smak, zapach zepsutego sera i przypominająca smarki konsystencja nattō są o tyle specyficzne, że problem z jedzeniem go ma również wielu Japończyków. 70.2% z nich lubi nattō, 29.8% nie lubi, lecz około połowa nielubiących tej potrawy ludzi, spożywa ją w trosce o swoje zdrowie. Zniknął natomiast podział na lubiący nattō region Kantō i nielubiące go region Kansai. Dzisiaj potrawa spożywana jest w całej Japonii - od Hokkaido, po Okinawę.

Z reguły nattō kupuje się jako zestaw 3 pudełek. Na zdjęciu zestaw powiększony: 3+1, lecz są też 1 i 2-pudełkowe. (zdjęcie własne)


Nattō można spotkać nie tylko jako samodzielną potrawę w pudełku, lecz również w sushi, zupie miso, tamagoyaki, w sałatkach, na okonomiyaki, a nawet w spaghetti. Możemy również natknąć się na hikiwari nattō: pastę ze sfermentowanych, lecz wcześniej zmiażdżonych ziaren soi. Jako produkt eksportowy (dostępny również w Polsce) powstaje odmiana pozbawiona przykrego zapachu.

I jeszcze moja osobista opinia: pierwszy raz miałem styczność z natto w 2014 roku. Zapach był za silny i nie tknąłem swojej porcji. Pałeczki zostały umyte, a ja mogłem zająć się pozostałymi potrawami na stole. Za drugim razem (zdobyłem się na odwagę i pomyślałem, że spróbuję raz jeszcze) zaserwowano mi nattō z dodatkiem kimchi. Było znacznie lepiej, bo pomyślałem, że mogę nawet tę potrawę polubić. Był to pierwszy przełom. Drugi nastąpił całkiem niedawno, kiedy chciałem opowiedzieć znajomym o tej potrawie i kupiłem 3 opakowania. Okazało się, że w każdym z nich - poza ziarenkami sfermentowanej soi - była również jedna torebeczka z sosem sojowym i jedna torebeczka z karashi. I to był strzał w dziesiątkę! Pamiętajcie - jeżeli jecie nattō, nie jedzcie go samego i poszukajcie wyrazistych smakowo dodatków.

Bonus: dziwne zdjęcie znalezione w Internecie
Źródła/References:

7 marca 2017

5 rzeczy, których nie lubię w Japonii...

Japonia znana jest jako kraj wielu kontrastów. Odnajdziemy tu tradycyjny teatr japoński (bunraku), w mieście Kioto natkniemy się na ponad 2000 świątyni, a także - jeżeli będziemy chcieli - możemy udać się na lekcję ceremonii picia herbaty. Z drugiej strony Japonia to najnowocześniejsze i najbardziej zaawansowane technologicznie państwo na świecie. Japończycy dumni są ze swoich superszybkich pociągów Shinkansen, które rozwijają prędkości rzędu 300 km/h, mogą pochwalić się wieloma znanymi markami (Sony, Panasonic, Toshiba, Canon, Nikon, Toyota, Nissan i wiele, wiele innych), a także wysokim standardem usług medycznych.

Osaka (zdjęcie własne)
Wielu ludzi fascynuje się tą różnorodnością i wyobraża sobie Japonię jako kraj, który nie ma sobie równych i stanowi na mapie świata swoistą utopię. Poniżej prezentuję kilka przemyśleń na temat tego, co może się w Japonii nie podobać. Zachęcam jednak do zapoznania się z wpisami, w których piszę, czego moglibyśmy się nauczyć od Japończyków, oraz co mnie najbardziej zaskoczyło w Japonii. Nie chcę Japonii przedstawiać jedynie w negatywnym świetle, gdyż byłoby to niesprawiedliwe. Kraj ten - tak samo jak każdy inny - ma wiele wad i zalet.

Drugą część wpisu przeczytacie tutaj.

1. Japończycy nie mówią rzeczy wprost

 

Są to ludzie z reguły grzeczni i kulturalni, dla których dobre wychowanie stanowi pewnego rodzaju fundament, na którym można budować swój charakter. Zachowanie Japończyków jest w wielu sytuacjach - szczególnie dla obcokrajowca - niezwykłe. Bycie grzecznym często wiąże się jednak z niemożnością dokonania odmowy. Japońskie słowo "nie", w zasadzie nie jest używane. Zamiast tego, gdy się z kimś nie zgadzamy, powinniśmy powiedzieć "inaczej" (違う), albo "nie wiem za bardzo" (あまり知らない). Japończycy często tak postępują. Trudno jest jednak odkryć prawdziwe intencje Japończyków, którzy - nawet "przyciśnięci do muru" mogą powiedzieć "dobrze", kiedy wcale nie wydaje im się, że coś jest dobrze. Zgadzają się, aby uniknąć niekomfortowej sytuacji i nie powodować poczucia winy, a później - jeżeli jest to możliwe - piszą nam w wiadomości, że niestety coś pokrzyżowało im plany. Nie mówię, że tak jest zawsze, lecz do takich sytuacji może dojść, jeżeli będziemy naciskali zbyt mocno i nie odgadniemy prawdziwych intencji rozmówcy. Warto o tym pamiętać także podczas spotkań biznesowych. Kontrahent, którego nie będziemy starali się zrozumieć, może za powierzchowną uprzejmością kryć do nas niechęć i zerwać negocjacje.

2. Wysokie ceny żywności 

 

Tak, to niestety prawda... jedzenie w Japonii nie należy do najtańszych. Największym problemem są tutaj ceny owoców i warzyw, które w moim odczuciu są niekiedy nie do zaakceptowania. Jedno jabłko kosztuje około 100 jenów (wliczając w to podatek, przy dzisiejszym kursie daje nam to niemal 4zł), a zwyczaju kupowania na kilogramy raczej nie ma. Alternatywą, która pozwala nam oszczędzać w Japonii, jest kupowanie żywności na promocjach (w ostatnich godzinach otwarcia supermarketów produkty mogą być przecenione o 20, 30, a nawet 50%), a także robienie zakupów w sklepach 100-jenowych.

3. Wysokie ceny transportu


Przedostawanie się z miejsca na miejsce w japońskich metropoliach może być niezwykle frustrujące. Wiele japońskich miast liczy sobie po kilka milionów mieszkańców. Jeżeli weźmiemy "pod lupę" Tokio wraz z kilkoma pobliskimi kilkumilionowymi "miasteczkami" (np. Kawasaki i Yokohamą) i porównamy liczbę ludności tego obszaru z Polską to dojdziemy do wniosku, że wygląda ona podobnie. Przemieszczanie się w takich warunkach pociągami i metrem odbywa się całkiem sprawnie i szybko. Problemem są jednak koszty, jakie za ten "komfort podróżowania" się ponosi. Bilet na pociąg Shinkansen z Tokio do Osaki (515 km) kosztuje od 13.620 do 19.230 jenów, co stanowi wydatek rzędu około 500 - 700zł. Oczywiście nie wszystkie środki transportu są tak kosztowne, jednak nawet te tańsze nie należą do tanich. Opłacalną alternatywą mogą być tanie linie lotnicze, np. Peach Airlines, jednak poruszając się po mieście nie mamy zbyt wielkiego wyboru i - jeżeli nie możemy gdzieś pojechać rowerem i nie mamy samochodu - musimy polegać na pociągach.

Japoński pociąg z serii 103 (zdjęcie własne)

4. Rozmiary, odległości i przytłaczająca skala

 

Wspomniałem już o rozmiarach japońskich miast, ale nie wspomniałem o rozmiarach stacji kolejowych. Niektóre z nich tworzą struktury tak skomplikowane, że nawet Japończycy mają problemy, żeby się w nich odnaleźć. Jako przykład podam Osaka Station. Olbrzymia jest też stacja Tokio. Przejścia podzielne ciągną się tam kilometrami, a codziennie przewija się przez nią ponad 3000 pociągów i około pół miliona pasażerów (biorąc pod uwagę jedynie linie Japanese Railways). Dodam, że do wszystkich większych japońskich stacji przylegają zawsze gigantyczne centra handlowe, które z reguły liczą po kilkanaście poziomów. Odnalezienie się w gąszczu tych labiryntów jest często niemałym wyzwaniem. Niestety niekiedy miewam problemy z wydostaniem się ze stacji i jest to niezwykle frustrujące. Z powodu przytłaczającej gęstości zaludnienia i kumulacji ludzi w okolicach stacji, poruszanie się w tłumie jest czasami niemożliwe, droga do pracy jest czasochłonna, a wszystko to niekorzystnie odbija się na stanie zdrowia i może prowadzić np. do chorób serca.

Shinkansen z serii 700 (zdjęcie własne)

5. Stosunek do pracy

 

Pracuje się dużo, a w okresie od lutego do kwietnia nawet bardzo dużo. Praca w biurze po kilkanaście godzin dziennie nie jest niczym niezwykłym, a nadgodziny są na porządku dziennym. Wychodzenie przed szefem jest możliwe (wtedy - żegnając się - używamy formułki, w której przepraszamy szefa, że wychodzimy przed nim), ale lepiej wyjść po szefie. Odchodząc z pracy traci się niestety wiele benefitów, a także dni wolnego, których ilość zwiększa się po przepracowaniu pewnego okresu w danej firmie. Rezygnując z pracy w firmie, anulujemy dni wolnego, które sobie wypracowaliśmy i zaczynamy gromadzenie ich "od nowa" w innym miejscu.